Z biletem, ale na gapę

Beata Szczerbaniewicz
Krapkowicki rzecznik konsumenta skierował skargę do marszałka województwa na "przewoźników spod znaku PKS".

Rzecznik Jan Nadbrzeżny powołał się na liczne interwencje pasażerów w sprawie "niedozwolonych praktyk utrudniających przejazdy". Chodzi o to, że mieszkańcy powiatu korzystają z usług kilku przewoźników, których trasy krzyżują się i częściowo pokrywają: PKS Opole, Strzelce Opolskie, Głubczyce i Kędzierzyn-Koźle. Ci, którzy robią to codziennie, korzystają z biletów miesięcznych.

Kłopot w tym, że bywa, iż pracownicy jednego przewoźnika nie chcą uznać biletów sprzedanych przez innego. Twierdzą, że jest on nieważny na ich trasie.
- Zawsze kupuję bilety miesięczne na dworcu w Krapkowicach, ale tym razem zrobiłem to w Opolu - opowiada Bartosz Białoskórski, dojeżdżający z Krapkowic na Politechnikę Opolską. - Kasjerka poinformowała mnie, że bilet, który mi sprzedała, uprawnia do jazdy tylko autobusami "opolskimi". Powiedziałem, że ja często jeżdżę także kursami z Głubczyc. "To musi pan pojechać kupić bilet do Głubczyc" - powiedziała. Na drugi dzień poszedłem kupić bilet w Krapkowicach. Nie było problemu: bilet jest ważny na wszystkie kursy na trasie do Opola. A tamten miesięczny zwróciłem w dyrekcji w Opolu, potrącili mi 10 procent, ale niech tam! Za każdy dodatkowy bilet jednorazowy, jaki musiałbym kupić, zapłaciłbym 5 złotych.
O problemach z biletami miesięcznymi PKS opowiedział nam również Hubert Kurpiela ze Strzeleczek. Jego córka drugi rok dojeżdża do liceum w Gogolinie. Czasem korzysta z autobusów bezpośrednich, ale bywa, że musi się przesiadać w Krapkowicach, i czasem wiąże się to ze zmianą przewoźnika. Wtedy ma kłopoty:
- Niektórzy kierowcy honorują bilety, inni każą kupować drugi - relacjonuje Kurpiela. - Kiedyś córka wracała autobusem z mamą i ona wtedy zaczęła się kłócić, że jakim prawem. Szofer zmiękł, a przy okazji skorzystała na tym reszta młodzieży. Normalnie płacą jednak dwa razy, młodych nikt nie słucha.
Krystyna Gołąbek z Krapkowic ma inne doświadczenia z PKS-em. Jej córka też dojeżdża pięć razy w tygodniu do szkoły w Opolu, ale gdy pojawiały się problemy, interweniowała w dyrekcji zakładu - w Głubczycach. Jak dotąd skutecznie:
- Pierwszy raz to było jesienią - wspomina Krystyna Gołąbek. - W kasie w Krapkowicach sprzedali mi bilet z informacją, że jest ważny tylko na linie "opolskie". Dziecko martwiło się, że może zapłacić karę, jak wsiądzie do innego autobusu, więc zadzwoniłam do zastępcy dyrektora z Głubczyc i on powiedział, że to sprawa do dogadania. W razie kłopotu, mieliśmy się powołać na niego. Teraz zaistniała sytuacja odwrotna: bilet ważny tylko w autobusach z Opola sprzedaje Opole. Znów zadzwoniłam do Głubczyc. Dyrektor powiedział, że w tym miesiącu nie będzie nikogo wypraszał, ale nie wiadomo, jak będzie w kwietniu. Zależy, czy przewoźnicy się dogadają między sobą, czy nie.

Jan Nadbrzeżny, powiatowy rzecznik konsumentów w Krapkowicach, odebrał wiele skarg tego typu. Surowo ocenia praktyki PKS:
- To rozbój w biały dzień: pasażerowi mówi się, że jedzie "na gapę", jest wypraszany z autobusu, ma do wyboru karę lub kupienie biletu jeszcze raz. Przyciśnięty do muru płaci podwójnie i jest szykanowany. Ja wiem, że wojewódzkie przedsiębiorstwo PKS podzieliło się na oddziały, które się uwłaszczyły, i one teraz ze sobą konkurują, ale konkurencja nie powinna godzić w pasażera! On nie ma obowiązku orientować się w ich rozgrywkach, kupuje bilet, na którym jest napisane "PKS". Taka sytuacja rodzi podejrzenie, czy nie mamy tu do czynienia z niedozwolonymi praktykami monopolisty.
Nadbrzeżny opisał problemy pasażerów powiatu krapkowickiego w piśmie do marszałka Stanisława Jałowieckiego dlatego, że to właśnie on wydaje pozwolenia na obsługę przewozową osób na trasach wykraczających poza obszar jednego powiatu. Powinien zatem być zorientowany, jakie praktyki stosują przewoźnicy, i skontrolować ich zgodność z prawem.
Dyrektorzy zakładów przewozowych już wiedzą o skardze do marszałka, ale nie czują się winni.
- Było zapytanie do nas o tę sprawę z urzędu marszałkowskiego - potwierdza Antoni Sobolewski, dyrektor Przedsiebiorstwa Państwowej Komunikacji Samochodowej Głubczyce. - Ja nie dałem polecenia, aby wyrzucać pasażerów z biletami kupionymi poza Głubczycami, ale nie wykluczam, że w przyszłości go nie wydam, i będzie to reakcja na decyzje Opola. Do marszałka wysłałem wyjaśnienie, że poszczególne przedsiębiorstwa mające w nazwie "PKS" są samodzielne, samofinansujace się i dlatego ta skarga nie jest zasadna. To, że wozimy ludzi z biletami z Opola wynika jedynie z naszego dobrego serca.
Prezes zarządu Opolskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej SA, Marek Sidor mówi tak:
- Głubczyce nie chcą zabierać naszych pasażerów, a my nie możemy napisać na biletach, że obowiązują również dla kursów głubczyckich, bo będziemy musieli się z nimi dzielić pieniędzmi! Po zlikwidowaniu Krajowego Przedsiębiorstwa PKS na terenie naszego województwa powstało dziewięć suwerennych firm i my zaczęliśmy ze sobą poważnie konkurować - tłumaczy Sidor. - Nie możemy się ze sobą porozumiewać! Ani co do cen, ani zasad sprzedaży usług. Odwrotnie: monopol jest wtedy, gdy na jeden bilet można jeździć ze wszystkimi.

Obaj szefowie przyznają, że wcześniej funkcjonowało porozumienie w tej sprawie, było ono formalnie zawarte w 1992 - na rok. Potem poszczególni przewoźnicy dalej honorowali miesięczne bilety konkurencji, ale zwyczajowo. Decyzję o zaprzestaniu zwyczaju podjęło Opole. Zaskoczyła ona Głubczyce i innych, gdyż jak mówi dyrektor Sobolewski, nie była wcześniej konsultowana. Prezes Sidor wyjaśnia, że spółka zrobiła podsumowanie kosztów za ubiegły rok i okazało się, że Opole dotuje zakład w Głubczycach:
- Z PKS Strzelce zawarliśmy już porozumienie - mówi Sidor. - Ich wpływy i ilość kursów są porównywalne z naszymi, możemy sobie podać ręce. Z Głubczycami nie, bo oni mają niewiele kursów do Opola i honorując ich, miesięczne oddawaliśmy im 80 procent naszych dochodów, a oni nam tylko 20! Uważamy, że ilość naszych kursów jest tak duża, że w pełni zabezpieczamy potrzeby pasażerów, nie muszą korzystać z usług Głubczyc lub mogą za taki okazjonalny przejazd zapłacić. Te pieniądze, które dopłacaliśmy do innej firmy, teraz będziemy mogli przeznaczyć na poprawę jakości usług, na inwestycje.
Bilet miesięczny - jak argumentuje Sidor - to forma promocyjnej przedsprzedaży biletów. Osoba decydująca się na jego zakup powinna mieć świadomość, że oszczędza pieniądze, ale musi równocześnie wiedzieć, że kupuje go u konkretnego przewoźnika i jego właśnie wybiera, aby ją woził. To się nazywa konkurencja.

Problem w tym, że wszyscy konkurenci mają w nazwie to samo "PKS" i ich trasy pokrywają się. Nie wiadomo, jak do skargi rzecznika z Krapkowic ustosunkuje się marszałek województwa. Teoretycznie jest łatwe rozwiązanie tego problemu: wprowadzenie we wszystkich autobusach elektronicznych czytników biletów wydawanych w formie kart elektromagnetycznych, które rejestrowałyby ilość pasażerów korzystających z konkretnych kursów. Przewoźnicy odnoszą się jednak do nich sceptycznie.
- Koszt takich urządzeń to kilkaset tysięcy złotych - mówi Sobolewski. - To rozwiązanie dalekiej przyszłości.
- Wprowadzamy już takie czytniki, ale to proces na wiele miesięcy - mówi Sidor. - Teoretycznie można by wtedy honorować wszystkie miesięczne, ale w praktyce... każdy wolałby sam zabrać jak najwięcej pasażerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska