Widział jak Maksymilian Kolbe szedł na śmierć

Fabian Miszkiel
Fabian Miszkiel
Józef Jakus był w obozie w Oświęcimiu i w Mauthausen. Po wojnie odwiedził Auschwitz, teraz też chce jechać. Czeka na wizytę papieża w Polsce.
Józef Jakus był w obozie w Oświęcimiu i w Mauthausen. Po wojnie odwiedził Auschwitz, teraz też chce jechać. Czeka na wizytę papieża w Polsce. Fabian Miszkiel (O)
Był świadkiem eksterminacji więźniów i bestialstwa nazistów. Józef Jakus z Paczkowa przeszedł przez dwa obozy koncentracyjne. Myślał, że nie wróci stamtąd żywy.

Józef Jakus w sierpniu skończy 91 lat. Należy do Związku Inwalidów Wojennych w Nysie. Jest mieszkańcem Paczkowa, choć urodził się na Żywiecczyźnie w 1925 roku. Kiedy zaczęła się II wojna światowa był jeszcze w szkole podstawowej. Pochodzący z Rajczy chłopak do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu trafił, kiedy miał 15 lat. Zaraz po rozpoczęciu wojny, tak jak wielu innych został wysłany do przymusowej pracy. Harował u gospodarza niedaleko czeskiego Fulneku, 40 kilometrów na południowy-zachód od Ostrawy. Głównie pomagał przy koniach. Był zadziorny i mimo młodego wieku nie dał sobie w kaszę dmuchać.

- Któregoś dnia powiedziałem Niemcowi, że tej wojny i tak nie wygrają. Ten się zagotował i wściekły rzucił się na mnie - opowiada Józef Jakus.

Między nim a gospodarzem wywiązała się bójka. Chłopak chwycił za widły i przechrzcił nimi bambra. Niemiec poszedł poskarżyć się miejscowej policji. Funkcjonariusze przyszli po nastolatka i zabrali do więzienia. Ponad pół roku siedział w pace w Opawie. To miasto na północ od Fulneku. Nie spodziewał się, że może trafić jeszcze gorzej. W lutym 1941 roku Niemcy przewieźli do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wtedy w koszarach artyleryjskich funkcjonował już obóz Auschwitz I. Auschwitz II we wsi Brzezinka zaczęto budować dopiero w październiku 1941 roku. Auschwitz III w Monowicach zaczął działać dopiero pod koniec 1942 roku.

Do Auschwitz I Józef Jakus trafił z grupą kilkudziesięciu innych więźniów. Za swoją bójkę z bambrem dostał czerwoną, trójkątną naszywkę. Osadzeni nosili je na pasiastych koszuli i spodniach. Został więźniem politycznym. Później po wewnętrznej stronie przedramienia wytatuowali mu obozowy numer. Teraz już na pomarszczonej skórze 91-latka ledwo czytelny.

- Byłem drobnym chłopakiem. Mnie wytatuowali numer mniejszy niż innym - mówi mężczyzna.

Grupa Józefa Jakusa kwarantannę przechodziła naprzeciwko bloku 11, nazywanego blokiem śmierci. Mieściło się tam obozowe więzienie. Prawie nikt nie wychodził z niego żywy. Tutaj naziści torturowali i bestialsko katowali osadzonych i skazanych za obozowe przewinienia na śmierć. Przy budynku była „ściana śmierci”, pod którą rozstrzeliwano więźniów. Obok stała szubienica. W piwnicach bloku 11 została też we wrześniu 1941 roku uruchomiona pierwsza, jeszcze testowa komora gazowa. To w niej ginęły pierwsze oświęcimskie ofiary Cyklonu-B. Naprzeciw mieścił się blok 10. W nim więźniowie byli poddawani pseudomedycznym eksperymentom.

Wychodził z baraku i widział krematorium

- Po kwarantannie zakwaterowali nas i przydzielili do pracy - opowiada pan Józef. - Spaliśmy na trzypiętrowych pryczach. Łóżka były nabite ludźmi. Przynajmniej było choć trochę mniej zimno.

Chłopak miał szczęście. Przy przydzielaniu do komand jeden z kapo zapytał go skąd pochodzi. Okazało się, że Ślązak jeździł przed wojną na wczasy do Rajczy. Wziął Józefa Jakusa do swojej brygady. Miał odrobinę lepiej niż inni więźniowie.

- Najpierw pracowałem na budowie, potem trafiłem do warsztatu samochodowego - wspomina mężczyzna.

W jego komandzie było ponad 50 więźniów. Ich zadaniem było m.in. mycie i tankowanie samochodów. Chłopak najpierw mył niemieckie wozy, a potem pomagał przy naprawach. Przy okazji nauczył się trochę zawodu mechanika.

- Wstawaliśmy wcześnie rano - wspomina. - Po ogarnięciu bloku szło się na apel, na godzinę 7. Stawaliśmy komandami w rzędach po pięciu. Po apelu był wymarsz do pracy.

Posiłki dostawali marne. Bochenek ciemnego chleba na śniadanie musiał starczyć na 10 mężczyzn. Z tego każdy starał się coś jeszcze zostawić na resztę dnia. Dostawali też kubek zbożowej kawy, albo coś co ją przypominało. Historycy wyliczyli, że dzienna obozowa racja żywieniowa dostarczała ok. 700 kcal.

Józef Jakus wspomina, że mieszkał w bloku numer 22. Kilkadziesiąt metrów dalej znajdowało się obozowe krematorium. Tu z oddalonego o kilkaset metrów bloku 11 transportowano ciała zagazowanych więźniów.

- Dokładnie widziałem dym wydobywający się z komina krematorium. Nieraz wychodził stamtąd jeszcze płomień - opowiada pan Józef.

Wkrótce po uruchomieniu komory gazowej w piwnicy bloku 11 okazało się, że jest ona nieefektywna i niewystarczająca na potrzeby machiny śmierci. Zapadła decyzja o tym, żeby dwie dodatkowe, prowizoryczne komory gazowe zostały wybudowane w bunkrze przy krematorium obozu Auschwitz I. Dotychczas tam mieściła się obozowa kostnica.

- Widziałem SS-mana, który wdrapywał się na dach i sypał przez otwory jakiś proszek do środka - przypomina sobie Józef Jakus.

Proszkiem, który żołnierze wsypywali przez specjalne wloty w dachu komory gazowej był Cyklon-B. Do komory gazowej trafiał w formie grudek ziemi okrzemkowej nasyconej cyjanowodorem. Trujący gaz uwalniał się z nich po otwarciu szczelnie zamkniętych puszek, w których grudki były przechowywane. U wdychających go ludzi blokował proces uwalniania tlenu z czerwonych krwinek. Procedura uśmiercania 700 osób, bo tyle mogły pomieścić komory gazowe przy Krematorium I, trwała od 20 do 30 minut.

Więźniowie mówili, że o. Kolbe mógł nie wytrzymać

29 lipca 1941 roku na apelu wszystkich komand Józef Jakus stał w drugim rzędzie. Zastępca komendanta obozu, Karl Fritzsch, doskonale znany więźniom ze swojego bestialstwa, skierował swoje kroki w stronę komanda, które stało przy budynku kuchni. Ci pracowali na zewnątrz. Prowadzący apel, a za nim tłumacz zakomunikowali, że była ucieczka z obozu. Tego dnia na placu apelowym brakowało jednego z więźniów z tego komanda. Fritzsch wskazał na stojących przy kuchni i ogłosił, że zbiegł jeden z nich, a współosadzonych uciekiniera obaczył winą, że na to pozwolili. Kara miała być okrutna. Nazista powiedział, że dziesięciu mężczyzn z komanda zbiega umrze w bloku 11 śmiercią głodową.

Kiedy Fritzsch wybierał mężczyzn jednego za drugim Józef Jakus stał kilkadziesiąt metrów dalej i z trwogą wszystko obserwował. Dziesiątka więźniów została już wybrana, kiedy do zastępcy komendanta obozu, z głębi szeregu, podszedł jedenasty mężczyzna w pasiaku. Powiedział, że chce pójść za jednego z wybranych do bloku 11. To był ojciec Maksymilian Kolbe, franciszkański zakonnik, który do obozu trafił pod koniec maja. To on usłyszał, jak Franciszek Gajowniczek, jeden z dziesiątki wskazanych przez Fritzscha, pod nosem powiedział, zanim wystąpił z szeregu, że żal mu dzieci i żony.

Mężczyzna wstąpił do szeregu, a o. Kolbe poszedł za niego.

Ludzie w obozie - bywało - sami szukali śmierci. - Niektórzy szli na druty. Tam był prąd. Łapali się i ich raziło. Wielu tak poszło - opowiada 91-latek. - O tym, za którego poszedł o. Kolbe inni więźniowie mówili, że miał szczęście, i że mu się udało. - mówi pan Józef. Wspomina, że minęło kilka dni i jednego po drugim, skazanych mężczyzny wynoszono martwych z bloku 11. Najdłużej z całej dziesiątki wytrwał o. Maksymilian Kolbe. 14 sierpnia skrajnie wycieńczonego, ale wciąż jeszcze żywego zakonnika przeniesiono do budynku naprzeciwko. W bloku 10 mieścił się obozowy szpital. Tu o. Kolbe został dobity dosercowym zastrzykiem z fenolu.

A niech mnie zabije

Józef Jakus z obozu w Auschwitz I został przetransportowany razem z grupą kilkuset innych więźniów do obozu w Mauthausen. Wieźli ich towarowym pociągiem. Po kilkudziesięciu w wagonie do przewozu węgla. W Mauthausen Józef Jakus przeszedł tylko kwarantannę. Potem został przetransportowany do podobozu w Passau, tam spędził prawie rok. Pracował tam w fabryce produkującej silniki lotnicze.

- Przedstawiłem się tam jako mechanik. W fabryce zajmowałem się obsługą wiertarek - opowiada pan Józef.

Nie było tam wiele lżej niż w Auschwitz. Później trafił do fabryki czołgów pod Dreznem. Tu pracował na heblarce. Podczas jednego z transportów przetrwał bombardowanie.

- Myślałem, że nie przeżyję i zginę w tym, albo w innym obozie. Jak samoloty zrzucały bomby na stację kolejową, siedzieliśmy w pociągu w osobowych wagonach. Było mi wszystko jedno - przyznaje. - Wszyscy schowali się pod ławki. Ja nie. Myślałem tylko: „A niech mnie zabije” i siedziałem. Mnie nie ruszyło, ci spod ławek byli ranni - wspomina Józef Jakus.

Wojna się kończyła, ale w fabryce czołgów zachorował na tyfus. Jeszcze przez miesiąc po zakończeniu wojny leczył się. Później wyruszył w drogę powrotną do domu. Pociągiem do Bielsko-Białej. Potem stąd do Żywca. 30 kilometrów z Żywca do domu w Rajczy musiał pokonać piechotą. Józef Jakus wrócił 6 lat po zakończeniu wojny. Potem jeszcze odwiedził obóz w Oświęcimiu.

- Chciałem zobaczyć gdzie pracowałem. Wtedy jeszcze wszystko stało - mówi. 91-latek chce jeszcze raz odwiedzić obóz zagłady czeka, aż przyjedzie tam papież.

Auschwitz-Birkenau

Nazwa obozów zbudowanych przez nazistów na terenie Oświęcimia i okolicznych miejscowości. Kompleks składał się z trzech głównych obozów: Auschwitz I, Auschwitz II (Birkenau) i Auschwitz III (Monowitz). Obóz pierwszy i trzeci były głownie obozami niewolniczej pracy. Eksterminacji więźniów dokonywano na największą skalę w obozie drugim. Choć to w obozie Auschwitz O zaczęły działać pierwsze komory gazowe. Historycy szacują, że w Auschwitz zamordowano 1,1 mln osób, w tym ponad 900 tys. europejskich Żydów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska