Jak zrobić, żeby czterech pracowników wyprodukowało przez miesiąc 10 ton salami? Trzeba mieć zakład wyposażony w najnowocześniejsze maszyny. Z takiego założenia wyszedł Piotr Matyszok, kiedy jesienią 2007 roku uruchomił w Kolonowskiem zakład produkujący tę dość rzadko jeszcze spotykaną na polskich stołach wędlinę. Nazwał go tak jak firmę transportową - Pamas.
Zobacz: Tytuły dla opolskich przedsiębiorstw i szefów
- Ważne jest doświadczenie. Ja miałem je w biznesie, bo od 21 lat prowadzę firmę transportową, zaś moi synowie zdobywali umiejętności przy produkcji salami w zakładach w Niemczech - opowiada Piotr Matyszok.
Najstarszy Artur (ma 39 lat) i razem z Andrzejem (35 lat) wykształcili się w Polsce jako rzeźnicy i posiadają dyplomy mistrzowskie, a w tym rzemiośle wprawiali się właśnie na Zachodzie. Najmłodszy Sebastian (29 lat), obecnie magister ekonomii, w przerwach między nauką także pracował za granicą, tam gdzie bracia. Dziś pomaga też ojcu w prowadzeniu firmy transportowej.
Zaczynali z produkcją salami od zera, nieznani na rynku. Dziś mają stałych dostawców surowca i odbiorców na całym Śląsku, Wielkopolsce w Czechach i Niemczech.
Zobacz: Firma z Opola buduje platformy wiertnicze
- Nie mamy własnych punktów sprzedaży. Dostarczamy salami do hurtowni i zakładów mięsnych, które poszerzają tym samym swoją ofertę handlową. Zdobyliśmy zaufanie rynku dobrej jakości produktem, który jest wytwarzany według klasycznej receptury z zachowaniem długiego okresu dojrzewania - tłumaczy Matyszok. - W Polsce nie ma tradycji spożywania tej wędliny. Potrzeba na to lat, a my będziemy czekać na te lepsze czasy już przygotowani.
Ta rzetelność w traktowaniu klientów i odbiorców, i oferowanie dobrej jakości produktów to, zdaniem przedsiębiorcy, kolejne podwaliny udanego biznesu.
Piotr Matyszok (58 lat) mówi, że zawsze mierzył zamiary na siły i biorąc pod uwagę obecną sytuację rynkową miarkuje apetyt biznesowy.
Zobacz: Agencja OTTO to Ambasador Poslkiej Gospodarki
- Od wielu lat dysponuję sześcioma tirami. Nad taką ilością i sprawami organizacyjnymi z tym związanymi mogę zapanować - przekonuje.
Sam pracował kiedyś jako kierowca, także na trasach międzynarodowych i wówczas zrodził się pomysł, żeby założyć taką firmę.
- Konkurencja wtedy była żadna, skoro zakładając firmę miałem 57 numer licencji na transport międzynarodowy - opowiada.
Specyfiką tej branży jest to, że partnerzy w biznesie często nie widzą się nigdy, a kontaktują jedynie telefonicznie, faksami, a dziś także mailami.
I tu rada dla młodych kolegów w biznesie: Chcesz, by klienci cię znaleźli, musisz im to ułatwić. Numer telefoniczny w książce, to teraz za mało.
- Nie wyobrażam sobie prowadzenia międzynarodowej firmy bez strony internetowej. To pierwszy kontakt na odległość - przekonuje Piotr Matyszok.
Zawsze z rozwagą i umiarem należy też korzystać z kredytów. - Jestem zwolennikiem rozwoju małymi krokami. Susy dla przedsiębiorcy są niebezpieczne, choć pewnie robią wrażenie, ale noga może się łatwo powinąć, a za długi trzeba odpowiadać - tłumaczy.
Pytany o to co robi w wolnym czasie, śmieje się, że takiego nie ma, bo jak tylko uporządkuje sprawy w firmie w Łubnianach, to jedzie pomagać synom do Kolonowskiego. - Latem rekreacyjnie jeżdżę na rowerze, a zimą na nartach - odpowiada po chwili namysłu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?